środa, 16 lipca 2014

Odcinek 14 autorstwa Rudzika z OTOP Junior :)

Wyprawa po łozówkę wyruszyła wcześnie, przed czwartą rano. Nikt nie wiedział co go czeka. Filip był jakiś zbyt wesoły. Odzyskał siły i aż skakał z radości. 
 - Odbiło mu czy co? – zastanawiały się po cichu inne ptaki, ale były bardzo zadowolone z zachowania puszczyka, bo wymieniały ze sobą uśmiechy i porozumiewawcze spojrzenia. 

Alojzy powiedział, że Filip może polecieć, bo to nawet dobrze by mu zrobiło, gdyż od dawna się nie ruszał i powinien rozprostować kości. Wszyscy się ucieszyli, gdy nagle weszła królowa Felicja w swoim majestacie. Niebieska, atłasowa peleryna lśniła na niej, a suknia była misternie ozdobiona koronką. Wszystkie ptaki schyliły się do podłogi, a władczyni uśmiechnęła się lekko, życzliwie i rzekła miękkim głosem, który został ukochany przez poddanych: - Dziś mianuję Was Królewską Brygadą. Będziecie mieszkać u mnie i chronić moje królestwo. Liczę na Was, bądźcie rozważni. Pomóżcie nam… - głos królowej się załamał, ale potem odzyskała zdolność mówienia. - Wczoraj załatwiałam różne sprawy związane z podróżą. W borze, co pięćset metrów znajdziecie dziuple. Mieszkają w nich moi kuzyni. Możecie zostawiać im wiadomości. Twój sługa, Mysik - zwróciła się do Zaćwila - będzie odbierał wieści. Lećcie dzielne ptaki z moim błogosławieństwem! 

Później nastąpiło szybkie, lecz pełnie emocji pożegnanie z królową i jej dworzanami, w tym uroczą sosnówką… Stefek, który żegnał się z nią dość wylewnie, obiecał pisać do niej regularnie listy (kiedy to oświadczył, przyjaciele wymienili porozumiewawcze spojrzenia). Chwilę potem już szybowali w powietrzu. Felicja jeszcze długo za nimi patrzyła, aż zniknęli w ciemnym lesie. „Narażają się”, pomyślała królowa. Głuchą ciszę przerwała dobroduszna kucharka Anna, która zawołała królową na pyszne śniadanko. Złożone było z korników i różnych tam stworzeń, które dzięcioły z lubością jedzą. Tymczasem przyjaciele całkiem dobrze się bawili. Gdy minęli pierwszą dziuplę pomocnych dzięciołów białogrzbietych, zaczęli opowiadać sobie historie z dzieciństwa. Okazało się, że trochę się ich nazbierało. Rozmawiali jeszcze o wielu rzeczach, między padającymi wciąż pomysłami można było wyróżnić te o założeniu redakcji książek detektywistycznych i o zrobieniu filmu przygodowego. Wciąż mieli zielone, młode głowy. 

- Ja będę reżyserem - zarezerwował rolę Stefan. - Najlepszym na świecie! 
 - Aha, ja ty będziesz reżyserem to ja będę wielką gwiazdą-detektywem! I będą się bić o moje autografy! - Bociek spojrzał wyzywająco na wróbla i zaśmiał się.
 - Jak można w ogóle porównywać te zawody? - zapytał Filip.
 - Oni pracują nad zupełnie innymi rzeczami! - dodał z uśmiechem generał Zaćwilichowski.
 - A wy się nie mądrzcie. - wróbelek próbował udawać obrażonego, ale mu to nie wyszło i na koniec wybuchł serdecznym, z serca płynącym śmiechem. Wszyscy z radością przysłuchiwali się zabawnej rozmowie. Pozostawało tylko jedno pytanie: czy przeżyją i zdołają spełnić plany? Nikt tego nie wiedział. Los jest nieprzewidywalny. Raz na wozie, raz pod wozem- czyż nie tak mówi dawne przysłowie, które znają również ptaki? Uświadomili sobie tę trudną prawdę i od razu sielankowy nastrój swym zwiewnym krokiem odszedł od Królewskiej Brygady, a ponuro i sztywno wtoczyła się powaga. Zamyśleni wsłuchiwali się w głęboką, niczym niezmąconą i wręcz niepokojącą ciszę puszczy, gdyż w tym zakątku nie stanęła jeszcze noga człowieka, a ptaki ze strachu odzywały się bardzo rzadko. W każdej chwili mógł z ciemności wylecieć Uchacz lub jego służący – ta myśl nie dawała podróżnym spokoju. Zamyśleni wpatrywali się w leśną ścieżkę. Ona też nie była bezpieczna, bo za każdym zakrętem mogły czyhać niezłe pułapki losu. Wąchali znany im dobrze zapach sosen. Niestety po chwili leśna woń zaczęła zmieniać się w dziwny i tajemniczy zapach. W odległej przeszłości wielu z nich go chyba czuło- ale wszyscy pamiętali go jak przez mgłę. 

 -Ojć! Przeczuwam tarapaty!- szepnął Jynx.

niedziela, 2 marca 2014

Odcinek 13., sezon I


Oto przed Wami odcinek 13 (szczęśliwy) autorstwa Emilki :))

 - Dziękuję za cenne informacje. Bardzo miło było pana poznać, panie generale – odpowiedział Filip , kiedy dzięcioł już zbierał się do wyjścia.
 - I wzajemnie – odpowiedział gość, zasalutował i udał się w stronę korytarza. Mysikrólik szybko podniósł się i ruszył za nim.
Kiedy Zaćwil otworzył drzwi zobaczył, że lekarz już czeka. Kruk skinął wojskowym na pożegnanie i poprawił okrągłe binokle na dziobie.
 - Jak się czujesz?
 - W porządku. Czy mógłbym teraz spotkać się z przyjaciółmi?
 - Poszukam ich – uśmiechnął się Alojzy i zostawił puszczyka samego.

Robiło się już ciemno. Filip zapalił niewielką lampkę stojącą na szafce nocnej i pokój rozjaśniło żółte światło.
Wydawało się, że każdy przedmiot tutaj ma duszę.
 „Niby taka mała i nic nie znacząca rzecz, a ktoś poświęcił dla niej tyle czasu…”
Rzeczywiście, misterne zdobiony klosz był imponujący. Pokryty został różnymi scenkami z życia królestwa, a resztę wypełniały motywy roślinne.
Ale puszczyk poczuł się zbyt słabo, żeby spróbować rozpoznać lub rozszyfrować cokolwiek z tych mikroskopijnych naszywanych obrazków.  Zamknął oczy kładąc się bezwładnie na łóżku. Rozmyślał o przyszłości. Co będzie, jak już wyzdrowieje? Pójdą do Uchacza i powiedzą „Idź stąd i oddaj nam naszych przyjaciół!”, a on po prostu sobie pójdzie i nigdy nie wróci?
Zastanawiał się też nad nierozwikłanymi zagadkami, których wciąż przybywało. Dziwne przybory w walizce łozówki, historia ukrytego królestwa, przeszłość puchacza…

 - Cześć. Jak tam zdrowie? – przyjaciele zjawili się już w pokoju.
- Dzisiaj rozmawiałem z generałem Zaćwilichowskim – Filip przeszedł od razu do rzeczy, po czym streścił słowa dzięcioła.
Zapadła cisza. Wszyscy analizowali powoli opowieść puszczyka.
 - Na początku wspominałeś coś wspominałeś o dziwnych pazurach, jakoś tak… - odezwał się wreszcie Jynx.
 - No, taki jakby doczepiany palec. Nie wiem jak to opisać…
 - Widziałem już gdzieś takie coś – zamyślił się krętogłów.
 - Gdzie? – zaciekawiły się ptaki.
 - A gdzie jest walizka łozówki?
 - Leży pod moim łóżkiem, w naszym pokoju. Chyba… - powiedział niepewnie Bociek, a Jynx szybko wyszedł z pokoju.
Przyjaciele czekali na niego niecierpliwie.
 - Ha, czego ona nie ma w tej torebce! – krzyknął wróbelek, żeby trochę rozładować napiętą atmosferę. 
 - Zaraz… Wydaje mi się, że też już takie coś zauważyłem… - przypomniał sobie Filip i ugryzł się w język.
Bociek i Stefek wpatrywali się w niego pytającym wzrokiem.
 - Ach, nieważne.
 - Jak to nieważne? Teraz ważne jest wszystko. Nawet najmniejszy szczegół. Nie możemy niczego przegapić – zachęcił go Stefek.
 - No… widziałem to urządzenie we śnie. Ta informacja raczej niewiele nam da. Poza tym jestem chory, tak? Mam już pewnie jakieś zaburzenia psychiczne czy coś… Wariactwo! Te koszmary nawiedzają mnie każdej nocy!

Konwersację przerwał Jynx, który zdyszany wpadł do pokoju z torbą.
 - O, ty się dzisiaj nalatasz… - odparł z uśmiechem Stefek, ale krętogłów nie zwrócił na niego uwagi. Natychmiast wysypał zawartość bagażu na stary dywan. Ptaki z przejęciem zajęły się przeszukiwaniem stosu najróżniejszych przedmiotów.
 - Ale dziwne rzeczy tu są! Że też jeszcze nie przejrzeliśmy tego dokładnie!
 - Nie mieliśmy czasu – uciął zajęty Jynx.
Bociek podniósł mały przedmiot, który pasował do opisu Filipa. Obejrzał go dokładnie i założył powoli na nogę. Był o wiele za duży.
 - Do czego to służy? I jak to się tu znalazło? Łozówka na pewno tego nie używała, przecież to nie jej rozmiar. – spytał.
 - Więc musiało należeć do kogoś innego. Do kogoś o ogromnych stopach.
Wszyscy pobledli. Jynx z kamienną twarzą podniósł dziwne coś i przyjrzał się.
 - Tu jest wygrawerowane takie bardzo maleńkie oko. Co może oznaczać?

Do pomieszczenia zajrzał lekarz. Popatrzył na ogromną stertę najróżniejszych przedmiotów i wytrzeszczył oczy. Później jego wzrok padł na przyrząd w łapkach Stefana.
 - Co to jest i do czego służy? – spytał Filip.
Poczciwy kruk Alojzy uniósł skrzydło, jakby chciał powiedzieć „poczekajcie”, wyszedł z pokoju, a po chwili wrócił z generałem. Zaćwil, tym razem bez mysikrólika, zdjął z nogi tajemniczą rzecz i porównał z tą znalezioną z walizce. Obejrzał obie pod słońce, sprawdził wytrzymałość. Tamta była większa, zrobiona z mocniejszego materiału i masywniejsza.
 - Tam jest takie malutkie oko – powiedział nieśmiało wróbelek. – O, tutaj.
 - Niemożliwe. Skąd to macie?
 - To własność łozówki Celiny…
 - Celiny… No tak! Oczywiście! Ale skąd wy… E, macie świadomość, do kogo wcześniej należało to żelastwo?
Niby wszyscy już podejrzewali na początku, ale dopiero teraz, kiedy ktoś powiedział to na głos, wyczuli powagę sytuacji.
 - Skąd ona to ma?… - padło pytanie, które, jak się później okazało, nie doczekało się odpowiedzi.
 - Oko to symbol, którego Uchacz zaczął używać od śmierci króla  - wyjaśnił pośpiesznie dzięcioł. - Od tego czasu zakładał również opaskę na swoje ślepie. To musi mieć jakiś związek, tylko nikt nie wie jaki. Teraz nasz wróg już przestał stosować ten znak, więc możemy wywnioskować, że rzecz została wyprodukowana dawno.
 - A skąd zna pan łozówkę?
 - A wy skąd ją znacie? Ona, em, urodziła się w tym zamku… Czy coś jej się stało? Żyje?
 - Opowiadałem panu wcześniej. Została porwana – odpowiedział Filip.
 - Rzeczywiście… Nie myślałem, że chodziło o TĘ łozówkę! - wykrzyknął. - Na świecie jest przecież mnóstwo takich ptaków… Cóż za zbieg okoliczności… Musimy natychmiast ją ratować! Jejku, jejku, dlaczego ja o niczym nie wiedziałem? Muszę sobie z nią porządnie porozmawiać. Gdzie ona się podziewała przez wszystkie lata! Jutro rano zbieramy się. Bez dyskusji – mówił szybko, chaotycznie i z przejęciem.
 - Pan puszczyk jest chory… - wtrącił doktor.
 - Zaopiekujemy się nim. Czujesz się coraz lepiej, prawda, kolego?
 - Tak… jakby…

czwartek, 6 lutego 2014

Odcinek 12, sezon 1

Po dłuuuugiej przerwie- powrót. Odcinek 12 autorstwa Gabrieli. :)


Przez głowę przelatywały mu różne obrazy. Bohaterowie historii zasłyszanych w dzieciństwie, przyjaciele, rodzina, królowa Felicja. Ale przede wszystkim Uchacz.
Później widział już tylko potężną, czarną sylwetkę, która zawisła nad jego głową. Owiewała go mroźnym oddechem, przyglądała się świecącymi oczami... Filip nie mógł się poruszyć, czuł tylko coraz większy ból głowy. Nagle czarna postać odezwała się ciepłym, nieco ochrypłym głosem:
- Jak pan się czuje, panie Filip?
Puszczyk zerwał się gwałtownie z łóżka i nagle poczuł, jak opuszczają go siły. Gdyby nie czarny ptak, który w ostatniej chwili go podtrzymał, zapewne runąłby na ziemię. Znów trafił do łóżka. Był tak wyczerpany, że zdołał tylko przewrócić się na drugi bok i zasnąć kamiennym snem na nowo.
Tym razem jednak był spokojny. Żadnych Uchaczy ani tym podobnych rzeczy. Po pewnym czasie wróciła mu świadomość. Przez chwilę obraz przed jego oczami zasnuty był mgłą, ale kilka razy zamrugał i wszystko minęło. Czuł się znacznie lepiej. Podniósł głowę i rozejrzał się wokoło. Nie poznawał tego miejsca. Był to niewielki pokoik o drewnianym wnętrzu. Nieduże okienko wpuszczało małą ilość światła. Na ścianie znajdował się obraz jakiegoś przesadnie grubego dzięcioła, poroże jelenia oraz zloty świecznik. W kącie stała niewielka szafeczka, a naprzeciw niej przyczepiony do ściany był drewniany drążek, na którym przycupnął jego lekarz- kruk Alojzy. Widocznie był zmęczony i również się zdrzemnął. Filip przyjrzał się teraz budowie łóżka, na którym spał. Było niezbyt solidne, małe, drewniane, z widocznymi jeszcze śladami bobrzych zębów. Ułożono na nim biały, mocno spłaszczony worek wypchany sianem. Pościel również miała kolor biały, ale pod poszewką krył się łabędzi puch. Wejście do pokoiku przesłaniała bordowo biała zasłona z ciężkiego materiału.
Filip zastanawiał się, skąd i dlaczego w ogóle się tutaj wziął. Nie pamiętał, kiedy się tutaj znalazł. na jego szczęście kruk- lekarz otworzył oczy i szeroko ziewnął.
- O, widzę, że lepiej się pan czuje, panie Filip. Rano miał pan bardzo wysoką gorączkę, postanowiłem przenieść pana tutaj, żeby miał pan spokój. Ta wizyta u królowej była dla pana zbyt dużym wysiłkiem, teraz trzeba na siebie uważać- rzekł kruk.
- Miałem okropne sny, koszmary. Teraz czuję się trochę lepiej, ale wciąż jestem osłabiony- odpowiedział Filip.
- Koszmary to normalna rzecz przy takiej gorączce! Zresztą miał pan ostatnio tyle wrażeń...- uśmiechnął się Alojzy.
- Przez całe moje dotychczasowe życie nie działo się więcej niż teraz...- westchnął Filip.- Gdzie jestem?
- W innej części pałacu. W głównej jest dużo szumu i  zamieszania, pewnie by panu przeszkadzało. Tu jest cicho i spokojniej.
- Nie wygląda zbyt okazale...
- A czego pan oczekuje, przecież to nie główna posiadłość królowej Felicji! Ta jest dobrze ukryta, mało kto o niej wie! Przez to nie jest też zbyt bogato urządzona. Wspaniałości, klejnoty i inne cuda znajdują się tylko w głównej części pałacu, którą pan widział. Reszta jest urządzona dosyć skromnie...- tłumaczył Alojzy, ale nie dokończył. gdyż do pokoju wbiegł zdyszany Jynx. Wyglądał na zadowolonego.
- Cześć Filip, co tam? Widzę, że lepiej się czujesz. To dobrze. Idziesz z nami pozwiedzać zagajnik i ogólnie okolicę zamku?
- Wiesz co, chętnie bym poszedł, ale wolę trochę odpocząć. Miałem ciężką noc- westchnął puszczyk.
- Szkoda...- mruknął Jynx, ale za chwilę odzyskał dobry humor.- Dobra, to ja lecę! Wracaj do zdrowia, Filip!- krzyknął tylko i już go nie było.
- Energiczny dość ten pana przyjaciel- powiedział Alojzy.
- No, nie ma wątpliwości- uśmiechnął się Filip.- Ale po korytarzu to bym się przespacerował.
Doktor pomógł Filipowi wstać i podtrzymując go, wyprowadził na korytarz. Tam również panował półmrok, przez okno wchodziły do środka gałęzie drzew iglastych, wszędzie rozchodził się zapach żywicy. Ściany i podłoga, podobnie jak w pokoju, były wykonane z drewna. Wisiało tu kilka obrazów oraz stare ozdoby. Wzdłuż ściany leżał długi, kolorowy dywan, zapewne z innego kraju. Gdyby przyjrzeć się dokładniej, zauważyć by można na nim ciemne plamy, kilka dziur, ślady po kapiącym wosku, przetarcia. Swoją obecność zaznaczyły na nim również mole. Na pewno miał swoje lata.
Filip skoncentrował swoją uwagę na jednym z obrazów przedstawiającym atak jastrzębia na grzywacza. Zachwycające było w nim ukazanie ogromnych emocji obu stron.
- Witam pana, panie Alojzy! Oraz pańskiego szanownego pacjenta! - usłyszał nagle Filip.
Obrócił się i spostrzegł dobrze zbudowanego dzięcioła zielonego w średnim wieku. Miał spore ubytki w upierzeniu oraz kilka widocznych zadrapań i plastrów. Na jego piersi przyczepiony był zielony order z obrysowanym sercem. Na nogach miał jakieś dziwne haczyki, które Filip widział pierwszy raz. Wyglądały jak doczepiany piąty palec, który można podnosić pod dowolnym kątem do podłoża. Filip postanowił, że przy najbliższej okazji dowie się, do czego służy to niezwykłe urządzenie. Obok dzięcioła kręcił się maleńki mysikrólik, który ciągnął za sobą wojskową czapkę, na pewno nienależącą do niego. W pewnym oddaleniu stała też znajoma sierpówka, która zmieszana odleciała w stronę jakiegoś wyjścia.
Kruk postanowił przedstawić dzięcioła Filipowi:
- To generał Zaćwilichowski, dowodzi leśną strażą w służbie królowej Felicji. A to pan Filip, nasz gość i pacjent. Jest naszym sprzymierzeńcem i wrogiem Uchacza.
- To zaszczyt pana poznać, słyszałem o pańskich wyczynach- skłonił się generał.
- Mnie również miło poznać- odrzekł Filip.
- Co prawda słyszałem już trochę o pańskich przygodach, ale wolałbym usłyszeć je z od pana...- zaczął Zaćwilichowski.
- Oczywiście, mogę je panu powtórzyć, jeśli tylko pan zechce usłyszeć- zaśmiał się Filip.
- Może dalszą rozmowę przeprowadzicie w pokoju?- zaproponował lekarz.- Filip jest bardzo osłabiony- wyjaśnił.
Filip, który wciąż nie czuł się najlepiej, uznał to za bardzo dobry pomysł i udali się do jego sypialni. Puszczyk znów trafił do łóżka, dzięcioł przysiadł na drążku, a nieodstępujący go ani na krok mysikrólik, zmęczony, usadowił się obok.
- Zaćwil, zajmij się Filipem. Jakby coś, to daj mi znać. Panie puszczyk, może coś do jedzenia lub picia?- zaproponował kruk. Humor wyraźnie mu sprzyjał.
- Mogę w sumie się czegoś napić- odpowiedział Filip.
Później, po wypiciu miseczki wody, opowiedział po raz kolejny wszystko, co wydarzyło się od czasu porwania myszołowa. Kiedy skończył, na długą chwilę zapadło milczenie.
W końcu generał Zaćwilichowski odezwał się. Mówił powoli i starannie ważył słowa.
- Myślę, że na kilka pytań pomogę znaleźć panu odpowiedź... Może nie powinienem zdradzać wszystkich szczegółów, ale postaram się wyjaśnić bardzo ogólnie, o co chodzi. Otóż Uchacz nie miał łatwego życia. Wyrósł na kogo wyrósł... Będąc jeszcze w młodym wieku popadł w straszny konflikt z ojcem królowej, ówczesnym władcą tego lasu. Mniejsza z tym, o co poszło. Po pewnym czasie król zginął w tragicznych oraz tajemniczych okolicznościach. Od tego czasu Uchacz nosi przepaskę na oku. Wszyscy wiemy, że to on. Jednak nikt nie ma dowodu, aby go za to oskarżyć. Również w ten dzień Felicja została nową władczynią. Uchacz natomiast zajął się prowadzeniem firmy kosmetycznej. Miał pewne układy ze starym Myszołowem, ale coś się między nimi zerwało i wyszło, co wyszło. Zostałem wysłany, aby zbadać tę sprawę jeszcze tego samego dnia, ale popełniłem błąd i jeden ze wspólników Uchacza mnie złapał. Więzili mnie przez kilka dni, ale udało mi się uciec. To przeze mnie pańscy towarzysze nie dostali się do królowej w zaplanowanym czasie... Felicja wysłała teraz kilka ptaków na zwiady, mam nadzieję, że nic im nie będzie... A ja muszę się tu chować. Póki Uchacz nie wie o tej posiadłości, jest dobrze. Ale jak będzie w przyszłości? Teraz nikomu do końca nie można zaufać. Gdzie tam teraz, nigdy nie można było...