wtorek, 12 marca 2013

Odcinek 7., sezon 1.

Siódmy odcinek autorstwa Emilki :)


Uchacz zdawał się ich nie widzieć. Rozglądał się bacznie dookoła, jakby czegoś szukał. Bociek, Stefek, Jynx i Filip obserwowali go uważnie. Przestraszeni schowali się w jakimś plastikowym koszyku w stodole.
Ogromne drzwi nagle zatrzasnęły się z hukiem. Zapanowała ciemność. Wszyscy przyjaciele siedzieli w bezruchu. Było słychać tylko deszcz cichutko uderzający o rynnę i szybkie bicie czterech małych serduszek.
Filip rozejrzał się dookoła. Na szczęście dobrze widział w ciemności.
„Muszę coś wymyślić. Muszę uratować mnie i moich przyjaciół. Mam mało czasu…” powtarzał w myślach, jednak nic nie przychodziło mu do głowy. Po chwili coś kapnęło mu na dziobek. Zimna kropla wody spłynęła po piórkach. Otrzepał się i spojrzał w górę.
„Że też wcześniej na to nie wpadłem!” Bezszelestnie podleciał do góry. W dachu była dość spora dziura nieumiejętnie wypełniona słomą. Deszcz przez nią przeciekał. Filip z całej siły w nią uderzył. Tak, aby zrobić otwór, przez który będą mogli wylecieć. Później już nic nie pamiętał.

„Co to było?” zaniepokoił się Stefek. Spojrzał w górę, starając się określić źródło hałasu. Ujrzał malutką dziurę w dachu.
 - Spójrzcie tam! Szybko! Uciekajmy! – szepnął przejęty wróbelek. W jednej chwili znaleźli się poza stodołą.
- A gdzie Filip? – zaniepokoił się Jynx. Stefek momentalnie wrócił. Na szczęście szybko znalazł przyjaciela. Był tylko jeden problem: był za mały, aby udźwignąć sowę. Bez namysłu szybko złapał go w pazurki i mocno, mocno ciągnął. Niestety to nic nie dało.
Nagle poczuł niebywałą lekkość, jakby ktoś ciągnął razem z nim. Z łatwością wyciągnął Filipa ze stodoły. W ostatniej chwili.

Drzwi nagle się otworzyły.
 - Mówiłem, żeby nie ruszać tego kota – usłyszeli głos puszczyka uralskiego pomagającego Uchaczowi – może i nie poluje na ptaki, ale podrapać porządnie może, jak widać. No cóż, myślę, że chyba już po kłopocie, tak?
  - Uciekli nam! Daliście im uciec! Straciliśmy cenny czas, głupki! – wrzasnął Uchacz tak głośno, że Bociek prawie spadł z dachu. Jego zachrypły, donośny głos spłoszył małe ptaszki na pobliskim drzewku – Jeszcze ich złapię, zobaczycie!
 - Ich tam nie było, pewnie coś ci się przywidziało. Bo niby którędy by uciekli? Szukajmy dalej…
Przyjaciele nie zamierzali słuchać tej kłótni do końca, dlatego zaczęli uciekać jak najszybciej się da. W stronę lasu, gdzie czuli się bezpiecznie.

 - Ma dość poważne rany. Spadł z dużej wysokości. – oznajmił Jynx. Na szczęście w walizce łozówki była też apteczka. Mogli szybko zrobić Filipowi opatrunek.
Stefek zauważył, że od dłuższego czasu przygląda im się sosnówka. Postanowił do niej podlecieć.
 - Kim jesteś? Dlaczego nas obserwujesz?
 - Ja wcale was nie obserwuję… - zaczerwieniła się sosnówka w spuściła główkę.
 - Chcesz do nas przyjść? Mamy świeże muszki – zaproponował Stefek.
Wieczorem Filip się ocknął. Przyjaciele opowiedzieli mu przygodę.
 -  Nie mogłem cię wtedy wyciągnąć, bo byłeś strasznie ciężki – zaśmiał się wróbelek – ale potem poczułem jakąś lekkość, jakby ktoś mi pomagał. No nie wiem, może moje ćwiczenia nie poszły na marne?
Ptaki zaśmiały się.
 - To ja ci pomogłam. – powiedziała bardzo cicho sosnówka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz