Wyprawa
po łozówkę wyruszyła wcześnie, przed czwartą rano. Nikt nie wiedział co
go czeka. Filip był jakiś zbyt wesoły. Odzyskał siły i aż skakał z
radości.
- Odbiło mu czy co? – zastanawiały się po cichu inne ptaki, ale były
bardzo zadowolone z zachowania puszczyka, bo wymieniały ze sobą uśmiechy
i porozumiewawcze spojrzenia.
Alojzy powiedział, że Filip może polecieć, bo to nawet dobrze by mu
zrobiło, gdyż od dawna się nie ruszał i powinien rozprostować kości.
Wszyscy się ucieszyli, gdy nagle weszła królowa Felicja w swoim
majestacie. Niebieska, atłasowa peleryna lśniła na niej, a suknia była
misternie ozdobiona koronką. Wszystkie ptaki schyliły się do podłogi, a
władczyni uśmiechnęła się lekko, życzliwie i rzekła miękkim głosem,
który został ukochany przez poddanych:
- Dziś mianuję Was Królewską Brygadą. Będziecie mieszkać u mnie i
chronić moje królestwo. Liczę na Was, bądźcie rozważni. Pomóżcie nam… -
głos królowej się załamał, ale potem odzyskała zdolność mówienia. -
Wczoraj załatwiałam różne sprawy związane z podróżą. W borze, co pięćset
metrów znajdziecie dziuple. Mieszkają w nich moi kuzyni. Możecie
zostawiać im wiadomości. Twój sługa, Mysik - zwróciła się do Zaćwila -
będzie odbierał wieści. Lećcie dzielne ptaki z moim błogosławieństwem!
Później nastąpiło szybkie, lecz pełnie emocji pożegnanie z królową i jej
dworzanami, w tym uroczą sosnówką… Stefek, który żegnał się z nią dość
wylewnie, obiecał pisać do niej regularnie listy (kiedy to oświadczył,
przyjaciele wymienili porozumiewawcze spojrzenia). Chwilę potem już
szybowali w powietrzu. Felicja jeszcze długo za nimi patrzyła, aż
zniknęli w ciemnym lesie. „Narażają się”, pomyślała królowa. Głuchą
ciszę przerwała dobroduszna kucharka Anna, która zawołała królową na
pyszne śniadanko. Złożone było z korników i różnych tam stworzeń, które
dzięcioły z lubością jedzą.
Tymczasem przyjaciele całkiem dobrze się bawili. Gdy minęli pierwszą
dziuplę pomocnych dzięciołów białogrzbietych, zaczęli opowiadać sobie
historie z dzieciństwa. Okazało się, że trochę się ich nazbierało.
Rozmawiali jeszcze o wielu rzeczach, między padającymi wciąż pomysłami
można było wyróżnić te o założeniu redakcji książek detektywistycznych i
o zrobieniu filmu przygodowego. Wciąż mieli zielone, młode głowy.
- Ja będę reżyserem - zarezerwował rolę Stefan. - Najlepszym na
świecie!
- Aha, ja ty będziesz reżyserem to ja będę wielką gwiazdą-detektywem! I
będą się bić o moje autografy! - Bociek spojrzał wyzywająco na wróbla i
zaśmiał się.
- Jak można w ogóle porównywać te zawody? - zapytał Filip.
- Oni pracują nad zupełnie innymi rzeczami! - dodał z uśmiechem generał
Zaćwilichowski.
- A wy się nie mądrzcie. - wróbelek próbował udawać obrażonego, ale mu
to nie wyszło i na koniec wybuchł serdecznym, z serca płynącym śmiechem.
Wszyscy z radością przysłuchiwali się zabawnej rozmowie.
Pozostawało tylko jedno pytanie: czy przeżyją i zdołają spełnić plany?
Nikt tego nie wiedział. Los jest nieprzewidywalny. Raz na wozie, raz pod
wozem- czyż nie tak mówi dawne przysłowie, które znają również ptaki?
Uświadomili sobie tę trudną prawdę i od razu sielankowy nastrój swym
zwiewnym krokiem odszedł od Królewskiej Brygady, a ponuro i sztywno
wtoczyła się powaga. Zamyśleni wsłuchiwali się w głęboką, niczym
niezmąconą i wręcz niepokojącą ciszę puszczy, gdyż w tym zakątku nie
stanęła jeszcze noga człowieka, a ptaki ze strachu odzywały się bardzo
rzadko. W każdej chwili mógł z ciemności wylecieć Uchacz lub jego
służący – ta myśl nie dawała podróżnym spokoju. Zamyśleni wpatrywali się
w leśną ścieżkę. Ona też nie była bezpieczna, bo za każdym zakrętem
mogły czyhać niezłe pułapki losu. Wąchali znany im dobrze zapach sosen.
Niestety po chwili leśna woń zaczęła zmieniać się w dziwny i tajemniczy
zapach. W odległej przeszłości wielu z nich go chyba czuło- ale wszyscy
pamiętali go jak przez mgłę.
-Ojć! Przeczuwam tarapaty!- szepnął Jynx.
Ciekawe:)
OdpowiedzUsuń