Tym razem odcinek drugi, autorstwa Gabrieli :)
- Musimy go odnaleźć! - wykrzyknął Bociek, kiedy tylko dowiedział się o wszystkim.
-
Pytanie tylko- jak?- mruknął trochę niezadowolony Stefan.
-
W to wszystko zamieszany musi być Uchacz. Przecież, o ile się nie mylę, Myszak
był jednym z tych jego "dostawców"...- zastanawiał się
krętogłów.
-
Ale dlaczego go porwał? O co mu chodziło? I czy to na pewno jego sprawka?-
martwił się Filip.
Czwórka przyjaciół miała mnóstwo pytań, a żadnej odpowiedzi.
-
Dobra, postanówmy coś, bo czas nagli.- westchnął Stefan, wpatrując się w
płomiennie czerwone słońce chowające się za linią horyzontu. Powiał zimny
wiatr, zaszeleściły liście na drzewach. Bociek się wzdrygnął.
-
Słońce zachodzi...- powiedział cicho- Co robić? Co robić?
-
Po pierwsze- nie ważne, kto porwał Myszołowa, on ma na pewno teraz jakieś
kłopoty i potrzebuje pomocy. To jest moim zdaniem sprawa najważniejsza, więc
musimy się przynajmniej dowiedzieć, gdzie on jest i co się z nim dzieje-
powiedział zdecydowanie krętogłów.
-
Masz rację, Jynx.- rzekł Filip- jego dobro jest teraz najważniejsze.
-
Należy bezzwłocznie udać się na ratunek!- wykrzyknął wróbel Stefan, podlatując
przy tym kilkanaście centymetrów do góry.
-
A ja myślę, że trzeba z tym poczekać do rana. Spakujemy się i odpoczniemy, a
jutro ruszymy na ratunek staruszka- zaproponował Bociek, któremu nocna wyprawa
jakoś nie przypadła do gustu.
-
Ale... Myszak potrzebuje pomocy!- krzyknął zapalczywie Stefan.
-
Dobra, Bociek ma rację. Stefciu, chyba nie widzisz najlepiej w nocy?- zapytał
ironicznie Jynx zerkając w stronę ostatnich promieni słonecznych. Wróbel
zmarkotniał.
-
Ale Filip...- zaczął.
-
Nie martw się, w dzień widzę jeszcze lepiej niż w nocy- roześmiał się puszczyk.
Po chwili jednak spoważniał.
-
Dobra chłopaki, widzimy się jutro pod moją dziuplą. Tu- w tym miejscu. Myślę,
że nie trzeba wam mówić, co macie ze sobą zabrać- rzekł Filip.
Pożegnali się. Puszczyk z uśmiechem spojrzał na Boćka, który
leciał tak szybko, jakby goniło go całe stado rozwścieczonych puchaczy
Uchaczy. "Chłopak szczególnie odważny to nie jest..."- pomyślał z
sympatią o przyjacielu Filip, po czym bezszelestnie wylądował na gałęzi, a z
niej wleciał do dziupli. Spojrzał na las, który ogarnięty mrokiem nocy i oświecony
światłem księżyca, rzucał tajemnicze cienie, podobne do jakichś nocnych
straszydeł. Filip nie bał się cieni, drzew i leśnych odgłosów. Wychował się
tutaj, nauczył życia i radzenia sobie w naturze. Mimo to odczuwał dziwny
niepokój, lekki strach i smutek. Nadal nie doszedł do siebie po tej sprawie z
myszołowem. Czuł, że teraz w jego życiu coś się zmieni. Nie będzie tak jak
dawniej. Trzeba się koniecznie pozbyć Uchacza. Tylko to nie będzie takie
łatwe...
Filip ciężko westchnął i zmrużył oczy. Po ziemi przebiegła
jakaś mała łasica. Obok przeszła sarna, która wpatrywała się w jego dziuplę
uważnymi, błyszczącymi w mroku oczyma. Puszczyk postanowił, że uda się na
polowanie na dosyć odległą łąkę. Bał się polecieć na tą graniczącą z lasem.
Może i nikt nie przyznał jej Uchaczowi, ale ten uważał ją za swoją własność.
Filip miał więc swoje
powody, żeby polować na gryzonie gdzie indziej.
powody, żeby polować na gryzonie gdzie indziej.
Wychylił głowę z dziupli. Już miał rozwijać skrzydła, kiedy nad jego głową przemknął cień. A za nim drugi, ogromny i przerażający. Kątem oka zobaczył, jak dwa nieokreślone kształty zderzają się ze sobą i szamocą. Nagle usłyszał krzyk. Przenikliwy, donośny, piskliwy. Błagający o pomoc. Wtem zobaczył parę wielkich, rozwijających się skrzydeł, znikających powoli w mrocznym lesie.
Nastała cisza.
Pozdrawiamy :)
Sowia Ekipa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz